Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/084

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bardzo cierpisz... bardzo? Ale pomyśl, ...inaczej nie moglibyśmy pomówić, nie przyszłoby do tego wyjaśnienia. Kiedy uderzyłeś Knuta, w tej chwili wszystko zrozumiałam.
— Nie mogłem znieść dłużej! — odrzekł, a po chwili dodał: — Knut to zły człowiek!
— O zapewne! — potwierdziła — dobry nie jest!
Milczeli przez chwilę, potem ozwał się Lars:
— Dziwiłbym się bardzo, gdybym odzyskał zdrowie. Zresztą teraz mi wszystko jedno!
— Źle z tobą, ale ze mną może gorzej jeszcze...— powiedziała i wybuchła płaczem.
— Już idziesz? — spytał.
— Tak... — a po chwili załkała — Boże! Boże... cóż to będzie za życie!
— Nie płacz! — uspokajał ją. — Bóg wnet skróci moje męki, a po mojej śmierci ulży ci się... zobaczysz!
— Boże! Boże! Czemuż nie powiedziałeś wyraźnie! — zawołała zcicha i zdawało się Torbjörnowi, że załamuje ręce.
Torbjörn myślał, że poszła, przeto po chwili wyszedł także z drewutni i spytał pierwszego spotkanego gościa weselnego, jaki był powód sprzeczki pomiędzy Larsem a Knutem.
Zapytany ściągnął twarz w fałdy, tak głębokie jakby w nich chciał coś ukryć i odparł.
— Doprawdy, dziwnie błahy był to powód.