Przejdź do zawartości

Strona:PL Björnstjerne Björnson - Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza.djvu/072

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie gadaj tyle! — krzyknął nań Torbjörn, potrząsając batem.
Aslak wylazł z rowu.
— Jakto? Ja za dużo gadam?... Nie... A gdzież ci tak spieszno?... Ha?
Zbliżył się, zataczając mocno, bo był pijany.
— Dziś pewnie nie pojadę dalej! — powiedział Torbjörn, wyprzęgając konia.
— A to naprawdę smutna sprawa! — powiedział Aslak. Zbliżył się i zdjął kapelusz. — Aj u licha! — zawołał. — Wyrosłeś, widzę, na pysznego parobka od kiedyśmy się rozstali!
Włożył ręce w kieszenie i starał się stać prosto, chociaż nogi chwiały się pod nim. Patrzył na wóz i Torbjörna, który z mozołem rozplątywał powikłane sznury i rzemienie zaprzęgu. Torbjörn potrzebował koniecznie pomocy, ale nie mógł się zdecydować prosić o nią Aslaka. Aslak wyglądał strasznie. Odzienie uwalane było w szlamie rowu i kurzu gościńca, włosy posklejane sterczały z pod starego, połamanego dziurawego melonika. Twarz, przypominająca dawniejsze rysy, wykrzywiona była ustawicznym, szyderczym grymasem, a z oczu pozostały jeno wąskie szparki, tak, że patrząc na kogoś, przechylał głowę w tył i otwierał przytem usta. Rysy twarzy zrobiły się nikłe, a członki sztywne, bo Aslak rozpił się na umór. Torbjörn spotykał go od czasu do czasu, ale Aslak udawał, że go nie widzi. W roli przekupnia włóczył się po całej oko-