Strona:PL Bellamy - Z przeszłości 2000-1887 r.pdf/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

on wszystkich pisarzy swojego czasu nietylko siłą talentu, lecz przedewszystkiem gorącem współczuciem dla nędzy i niedoli. Uczynił sprawę wyrzutków społecznych swoją własna i poświęcił pióro przedstawianiu ich cierpień. Nikt chyba w takim stopniu nie zwrócił uwagi ludzkiej na niesprawiedliwość i ułomność dawnego porządku rzeczy, ani też z podobną siłą wskazał konieczność zmiany, którą czuł tylko, nie umiejąc jej sobie jasno wyobrazić.



Rozdział XIV-ty.

W ciągu dnia padał deszcz ulewny i ulice musiały być pełne błota. Pomimo, że jadalnia publiczna znajdowała się w pobliżu, sądziłem jednak, że moi gospodarze zaniechali zamiaru udania się do niej. Byłem więc mocno zdziwiony, kiedy w porze obiadowej panie zjawiły się gotowe do wyjścia, lecz bez kaloszy i parasolów.
Zagadka została wyjaśnioną, kiedy znaleźliśmy się na ulicy. Chodniki były nakryte długim i nieprzemakalnym dabhem ochronnym, zamienione na pewnego rodzaju korytarz, wzdłuż którego mężczyźni i kobiety tłumnie spieszyli na obiad. Na rogach ponad ulicami były rzucone lekkie mostki, również osłonięte od deszczu. Szedłem obok Edyty, którą niezmiernie bawiło moje opowiadanie, że za moich czasów w Bostonie w chwilach słoty ten tylko mógł przechodzić przez ulice, kto miał parasol, buty i ciepłe ubranie.
— Więc nie używano zgoła dachów nad chodnikami?
— Owszem, były one w użyciu, ale zaledwie tu i