HRABIA. Miłość... to tylko romans serca: rozkosz jest jego historją; ona sprowadza mnie do twych kolan.
HRABINA. Nie kocha już pan żony?
HRABIA. Bardzo; ale trzy lata czynią małżeństwo tak czcigodnem!
HRABINA. Czegóż pragnąłby pan u niej?
HRABIA, pieszcząc ją. Tego, co znajduję w tobie, ślicznotko.
HRABINA. Ależ powiedz pan, proszę.
HRABIA. ...Nie wiem; mniej jednostajności może; czegoś drażniącego, nieokreślonego, co stanowi urok: czasem odmowy; czy ja wiem? Żonom wydaje się, że robią wszystko kiedy nas kochają; przyjąwszy to za pewnik, kochają nas, kochają (jeśli kochają), są tak uczynne i tak gotowe do ofiar, i zawsze, i bezustanku, iż, pewnego pięknego wieczoru, stajemy zdumieni znajdując przesyt tam, gdzie szukaliśmy szczęścia.
HRABINA, na stronie. Ha! cóż za nauka!
HRABIA. W istocie, Zuziu, tysiąc razy przychodziło mi na myśl, że, jeśli gdzieindziej upędzamy się za rozkoszą której nie znajdujemy u nich, to dlatego, że one nie dość studjują sztukę podsycania pragnień, odnawiania się, ożywiania, można rzec, czaru miłości urozmaiceniem.
HRABINA, dotknięta. Zatem one powinny wszystko?...
HRABIA, śmiejąc się. A mężczyzna nic? Czyż możemy zmienić bieg natury? Naszem zadaniem było je zdobyć; ich...
HRABINA. Ich?...
HRABIA. Ich, zatrzymać nas: nazbyt zapominają o tem.
HRABINA. Och, ja nie zapomnę.
HRABIA. Ani ja.
FIGARO, na stronie. Ani ja.
ZUZANNA, na stronie. Ani ja.
HRABIA ujmuje rękę żony. Echo jest tutaj, mówmy ciszej. Ty nie potrzebujesz o tem myśleć, ty, którą miłość uczyniła tak żywą i ładną! Przy odrobinie kaprysu, będziesz najbardziej drażniącą
Strona:PL Beaumarchais - Wesele Figara.djvu/159
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.