FIGARO. Oto sygnał! Na stanowiska, dziewuszki, na stanowiska! Dalej, Zuziu, podaj mi rękę. Wszyscy pomykają, Cherubin zostaje sam, ze spuszczoną głową).
HRABIA, patrząc za Figarem. Widział kto kiedy większego zuchwalca? (Do pazia). Co do ciebie, mości filucie, który udajesz tu zawstydzonego, idź przebierz się corychlej, i żebym cię nie spotkał cały wieczór.
HRABINA. Biedny, będzie mu się przykrzyć.
CHERUBIN, nieopatrznie. Przykrzyć! Unoszę na mem czole szczęścia bodaj na sto lat więzienia. (Kładzie kapelusz i wybiega).
HRABIA. Cóż się jego czołu trafiło tak szczęśliwego?
HRABINA, z zakłopotaniem. Pierwszy kapelusz oficerski zapewne; dziecku wszystko starczy za cacko. (Chce odejść).
HRABIA. Nie zostajesz z nami, hrabino?
HRABINA. Wiesz, że nie czuję się zdrowa.
HRABIA. Daruj jedną chwilę swej protegowanej, lub pomyślę że się gniewasz.
HRABINA. Oto dwa orszaki weselne; siądźmyż, aby je przyjąć.
HRABIA, na stronie. Wesele! Trzeba ścierpieć to, czemu nie można przeszkodzić.