Strona:PL Beaumarchais - Wesele Figara.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

HRABIA, do Figara. Czy z przestrachu nie zapomniałeś co zawiera ten papier i skąd znalazł się w twojej kieszeni?
FIGARO, zakłopotany, szpera po kieszeniach i dobywa kolejno różne papiery. Nie, z pewnością. Mam ich tyle! Cała korespondencja zamkowa... (Ogląda jakiś papier). To? A, to list od Marceliny, cztery stronice, ładna historja!... A to, czy przypadkiem nie prośba tego biednego kłusownika?... nie, nie, o, jest... O, w drugiej kieszeni spis inwentarza... (Hrabia znów rozwija papier).
HRABINA, cicho do Zuzanny. Nieba! Zuziu! to patent oficerski.
ZUZANNA, pocichu do Figara. Wszystko stracone, to dekret.
HRABIA, składa papier. No i cóż! arcy-przemyślny człowieku, nie domyślasz się?
ANTONIO, zbliżając się do Figara. Pan hrabia pyta, czy się nie domyślasz.
FIGARO, odpycha go. Pfuj! ten paskudziarz chucha mi w sam nos!
HRABIA. Nie przypominasz sobie, co to być może?
FIGARO. A, a, a, a! Povero! to będzie dekret tego biednego chłopczyny! Powierzył mi go i zapomniałem mu oddać. O, o, o, o! ja roztrzepany! cóż on pocznie bez dekretu? trzeba pędzić...
HRABIA. Czemu ci go oddał?
FIGARO, zakłopotany. Chciał... chciał, żeby coś z tem zrobić.
HRABIA, oglądając papier. Wszak nic nie brakuje.
HRABINA, pocichu do Zuzanny. Pieczęć.
ZUZANNA, pocichu do Figara. Pieczęci brakuje.
HRABIA, do Figara. Nie odpowiadasz?
FIGARO. Hm... bo tak... w istocie... prawie nic nie brakuje... Powiada, że to zwyczaj.
HRABIA. Zwyczaj! co za zwyczaj?
FIGARO. Żeby był opatrzony pańską herbową pieczęcią. Może obeszłoby się bez tego.