FIGARO. Ty nie masz pojęcia, jak ja cię kocham.
ZUZANNA, poprawiając strój. Kiedyż przestaniesz, nudziarzu, mówić mi o miłości od rana do wieczora?
FIGARO, tajemniczo. Kiedy będę mógł ci jej dowodzić od wieczora do rana. (Powtórny dzwonek).
ZUZANNA, z daleka, przykładając palce do ust. Masz swego całusa z powrotem; nicem ci już nie winna.
FIGARO, biegnie za nią. O, nie, nie w tej walucie dostałaś!
Czarująca dziewczyna! zawsze roześmiana, tryskająca życiem, pełna wesołości, dowcipu, miłości i rozkoszy! ale cnotliwa! (Przechadza się żywo, zacierając dłonie). O, panie hrabio, drogi panie hrabio, chciałbyś mnie przystroić... po hrabsku! Zastanawiałem się też, czemu, uczyniwszy mnie burgrabią, zabiera mnie z sobą na ową ambasadę i mianuje kurjerem. Rozumiem, panie hrabio: trzy promocje na raz: ty, wiceministrem; ja, pędziwiatrem; Zuzia, gosposią pałacu, podręczną ambasadorową; a potem, w cwał, kurjerze! Gdy ja będę galopował w jedną stronę, ty, panie hrabio, ujedziesz z moją miłą ładny kawał drogi! Ja będę się chlastał w błocie i nadkręcał karku dla chwały twego rodu; pan raczysz łaskawie przyczynić się do pomnożenia mojego! Wzruszająca wymiana usług! Ale, Ekscelencjo, to za wiele naraz. Załatwiać, w Londynie, jednocześnie sprawy swego pana i swego służącego; zastępować, przy cudzoziemskim dworze, wraz osobę króla i moją, to za wiele, o połowę za wiele. Co do ciebie, obwiesiu Bazyljo, mój synaczku, ja cię nauczę jak się gwizda po kościele, ja ci... Nie; trzeba grać komedję; obu naraz wystrychnąć na dudka. Baczność na dziś, mości Figaro! Przedewszystkiem, przyspieszyć ceremonję, aby tem pewniej dobić do ołtarza; usunąć Marcelinę która ma na ciebie djabelny sma-