Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac - Zamaskowana miłość.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mówiąc to, prowadził ją zlekka ku wyjściu; lecz ona zatrzymała się nagle, wysunęła rękę z pod jego ramienia i odzyskując wyniosłość, która widocznie stanowiła jej wrodzoną cechę, powiedziała spokojnie i zimno:
— Jesteś pan w błędzie, panie de Tréval; pańskie niedyskretne uniesienia i próżne zapewnienia, obrażają mnie i rażą. Nie jestem — chciej mi wierzyć — tem, za co ośmielasz się mnie uważać, i mam prawo wymagać od ciebie więcej względów, ostrożności i delikatności. Ale przebaczam ci tę pomyłkę, do której mogło cię upoważnić — przyznaję — dziwaczne moje postępowanie; lecz musisz poddać się wszystkim moim wymaganiom; jutro otrzymasz odemnie wiadomość i dowiesz się o moich warunkach, a do tej chwili, uzbrój się w cierpliwość i rezygnacyę.
Wyrzekłszy to, rzuciła się w tłum, chcąc mu się wymknąć, ale on pogonił za nią spiesznie.
— Nie! Nie puszczę cię! — zawołał. Nie odejdziesz tak odemnie, okrutna! Rozpalasz moje serce, rozbudzasz wyobraźnię, poto tylko, ażeby mnie opuścić...
— Odprowadź mnie więc do karety — powiedziała rozkazująco.
Pochwycił jej rękę i rozpoczął na nowo błagania i żale, nie otrzymując wcale odpowiedzi.