Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rywalki czytała nieodwołalny wyrok śmierci. W chwili, gdy się rozległ odgłos strzałów, wszyscy powstali oprócz pani du Gua.
— Niech się panowie nie trwożą — rzekła, nasi ludzie dławią Błękitnych. Dopiéro powstała spostrzegłszy, że wyszedł margrabia. Panna ta, którą tu widzicie — wykrzyknęła z tłumioną wściekłością — przybyła aż tu z zamiarem porwania Garsa zpośród nas! Miała zamiar wydać go Rzeczypospolitéj!
— Odrana mogłabym go była wydać sto razy, a tymczasem ocaliłam mu życie — odparła ze wzgardą panna de Verneuil.
Pani du Gua rzuciła się na swoję rywalkę z szybkością błyskawicy. Porwana wściekłym gniewem rozerwała słabe pętlice kaftana na zdziwionéj i przerażonej tym niespodziewanym napadem Maryi, zgwałciła brutalną ręką nietykalne schronienie, w którém schowany był list, rozerwała sukno, podszewkę, hafty, gorset i koszulę, i korzystając ze spokojności, dla zadowolnienia swéj żądzy i zemsty kobiecéj, ścisnęła swą rywalkę za gardło z taką zręcznością i siłą, że pozostawiła jéj na szyi krwawe ślady swych paznogci, doznając dzikiéj rozkoszy, iż może tak nieludzko z nią postąpić i wstydliwość jéj na taką próbę narazić. W słabym oporze, jaki Marya przeciwstawić mogła rozszalałéj wilczycy, spadła jéj z głowy rozwiązana kapuza, włosy rozplotły się i opadły w bujnych splotach na ramiona, twarz jéj zarumieniła się ze wstydu i dwie duże łzy wyżłobiły sobie wilgotną i gorącą brózdę wśród policzków, nadając blaskowi jéj oczów jeszcze więcéj żywości. Rozpacz, jaka się odbiła na jéj zawstydzonéj twarzy, wzruszyła wszystkich. Najsurowsi nawet sędziowie, patrząc na jéj boleść, byliby uwierzyli w jéj niewinność.
Nienawiść i gniew tak mało jednak widzą, że pani du Gua nie zauważyła nawet, iż nikt nie słuchał, gdy upojona tryumfem wykrzyknęła:
— Patrzcie panowie! osądźcie sami, czy niesłusznie oskarżyłam tę ohydną istotę?
— Nie tak znowu ohydną — mruknął tłusty hrabia, sprawca całéj téj awantury. Ja tam dyabelnie lubię takie ohydy.
— Oto jest — ciągnęła daléj okrutna Wandejka — rozkaz podpisany przez Laplace’a i kontrasygnowany przez Dubois. Jeżeliście ciekawi, co się w nim zawiera, to go wam przeczytam — dodała:

„Obywatele, dowódcy wojsk wszelkiego stopnia, administratorowie okręgów, prokuratorowie, syndycy etc., etc., departamentów zbuntowanych, a szczególniéj tych miejscowości, w których znajdować się będzie dawniejszy margrabia Montauran, dowódca wojsk powstańczych, przezwany Garsem — winni udzielać opieki i po-