Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zwróciła się ku zamkniętéj bramie z giestem obrażonéj godności i wzgardy, ale w ruchach jéj i chodzie odbiło się tyle szlachetności i rozpaczy, że wszystkie zamysły margrabiego zmieniły się w jednéj chwili. Zbyt trudno mu było zrzec się swoich namiętnych pragnień; wolał być nieostrożnym i łatwowiernym. I on już kochał. Oboje więc, kochając się, nie mieli ochoty długo być ze sobą w niezgodzie.
— Jeszcze jedno dodaj słowo a tobie uwierzę! — zawołał błagalnym głosem.
— Jedno słowo! — odparła z ironią, zaciskając usta — jedno słowo, powiadasz pan. Nie! nawet jednego giestu nie dodam...
— Przynajmniéj nie gniewaj się pani na mnie — prosił, starając się ująć jéj rękę, którą usuwała — jeżeli śmiesz odtrącać naczelnika powstańców, o tyle w téj chwili nieufnego i smutnego, o ile niedawno jeszcze był pewnym radości i zaufania.
Marya spojrzała na niego bez gniewu.
— Posiadasz pani moję tajemnicę a ja nie znam twojéj! — dodał.
Na te słowa czoło jéj alabastrowéj białości zaćmiło się. Rzuciła mu gniewne spojrzenie i zawołała:
— Moję tajemnicę? — Nigdy!
W miłości każdy wyraz, każde spojrzenie ma wymowę danéj chwili. Tym razem jednak panna de Verneuil nie wyraziła nic stanowczego i jakkolwiek zręcznym i biegłym był Montauran, tajemnica tego zaklęcia się pozostała niezgłębioną, chociaż głos Maryi zdradzał wzruszenia niezwykłe, które żywo musiały podrażnić jego ciekawość.
— Masz pani oryginalny sposób rozpraszania podejrzeń!
— Więc masz je pan jeszcze? — zapytała, mierząc go od stóp do głów spojrzeniem, jakby mu chciała powiedziéć: — Jakie masz prawa do mnie i nade mną?
— Pani — rzekł młodzieniec — władza, jaką pani masz nad wojskiem republikańskiém, eskorta, która panią otacza...
— Ach! dobrze, żeś mi pan przypomniał. Zapytać chciałam, czy ja i moja eskorta, jedném słowem, my, którzyśmy pana osłaniali przed jego przeciwnikami, jesteśmy bezpieczni w tym zamku?
— Na to daję moje słowo honoru! Kimkolwiek pani jesteś, ty i wszyscy twoi nie możecie obawiać się niczego w naszym domu.
Ta przysięga wyrzeczona była z wyrazem tak stanowczym, pełnym honoru i prawości, że panna de Verneuil musiała nabrać przekonania i wiary w bezpieczeństwo żołnierzy republikańskich. Chciała coś odpowiedziéć, ale nadejście pani du Gua zniewoliło ją do milczenia. Mogła ona usłyszéć lub odgadnąć rozmowę dwojga