Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rozkosznego wzruszenia, gdy uściskiem i wzrokiem pomimowoli kochanka mu ją dowiodła, jak wielką jest siła jéj miłości. Jakaś niewytłomaczona bojaźń na tę chwilę, usunęła wszelką kokieteryę i miłość okazała się bez żadnéj osłony. Zamilkli oboje: jak gdyby pragnęli przedłużyć trwanie tego słodkiego momentu. Na nieszczęście obok nich siedziała i śledziła wszystko z uwagą pani du Gua. Jak skąpiec, wydający ucztę, liczy gościom kawałki jadła, tak ona zdawała się wydzielać im chwile swobody i wymierzać obszar ich szczęścia. Zatopieni w niém kochankowi przybyli nareszcie, nie wiedząc nawet o rozmiarach przebytéj drogi, w to miejsce, które znajduje się w głębi doliny Ernée a stanowi jednę z trzech kotlin, gdzie odbywały się wypadki, służące za tło do niniejszéj opowieści.
Tutaj Fanszeta spostrzegła i wskazała towarzyszom podróży dziwne jakieś postacie, które zdawały się poruszać jakby cienie pomiędzy drzewami i krzakami otaczającemi drogę. Gdy się karetka do cieniów tych zbliżyła, padły naraz wystrzały na całéj linii, których kule, przelatując ze świstem ponad głowami podróżnych, dowiodły im, że te fantasmagoryczne zjawiska były istną rzeczywistością. Eskorta wpadła w zasadzkę.
Ta strzelanina mocno nie podobała się kapitanowi Merle, który począł żałować, że zbłądził tak, jak i panna de Verneuil, licząc na bezpieczeństwo szybkiéj podróży w nocy, i że nie wziął ze sobą więcéj, jak sześćdziesięciu ludzi. Natychmiast mały oddziałek pod dowództwem Gérarda rozdzielił się na dwie kolumny dla zajęcia obu stron szosy i obie puściły się przyśpieszonym krokiem, każda w inną stronę, przez polanki pomiędzy drzewami, starając się odeprzéć nieprzyjaciół bez zastanawiania się nad jego liczbą. Poczęli przedzierać się naprawo i lewo przez zarośla z nieostrożną odwagą i odpowiedzieli na atak Szuanów silnym ogniem w kierunku krzewów, z których padły pierwsze strzały.
Pierwszą myślą panny de Verneuil było wyskoczyć z karetki i odbiedz o kilka kroków od pola bitwy, ale wnet zawstydzona swą trwożliwością i powodowana tém uczuciem, które popycha do odznaczenia się w oczach ukochanéj istoty, stanęła nieruchoma i usiłowała spokojnie zbadać stan rzeczy.
Młodzieniec pobiegł za nią, wziął ją za rękę i położył na swém sercu.
— Zlękłam się — rzekła z uśmiechem — a teraz...
W tej chwili przestraszona jéj służąca zawołała:
— Maryo! — ostrożnie...
Gdy jednak Fanszeta usiłowała za swoją panią wyskoczyć z dyliżansu, uczuła się gwałtownie pochwyconą za rękę. Olbrzymi cię-