W umyśle du Bousquiera walczyło tysiąc sprzecznych uczuć, radość, nieufność, rachuba. Oddawna postanowił ożenić się z panną Cormon, Konstytucja bowiem, którą właśnie przetrawiał, otwierała jego ambicji wspaniałą drogę polityczną przez mandat poselski. Małżeństwo ze starą panną miało go postawić wysoko w mieście, uczynić go osobistością co się zowie. Toteż burza wzniecona przez przebiegłą Zuzię pogrążyła go w gwałtownym zamęcie. Gdyby nie ta tajemna nadzieja, ożeniłby się z Zuzią bez namysłu. Byłby stanął otwarcie na czele liberalnej partyi w Alençon. Po takiem małżeństwie, wyrzekłby się miejscowej śmietanki, osuwając się w sferę kupców, fabrykantów, dzierżawców, którzy z pewnością obnieśliby go w tryumfie jako swego kandydata. Du Bousquier przewidywał już lewicę. Nie ukrywał zgoła tej uroczystej zadumy, wodził ręką po głowie i tarł myckę okrywającą rozpaczliwą nagość czaszki. Jak wszyscy ludzie, którzy prześcigną swój cel i osiągną więcej niż się spodziewali, Zuzia osłupiała. Aby ukryć zdumienie, przybrała melancholijną pozę uwiedzionej, ale w duchu pękała ze śmiechu jak gryzetka na kolacyjce.
— Moje drogie dziecko, mnie nie weźmiesz na takie ambaje!
Oto konkluzja, jaką zakończyło się dumanie ex-liweranta. Du Bousquier szczycił się przynależnością do szkoły filozofów, którzy nie chcą dać się brać na fis kobietom, i dla których wszystko i zawsze jest w nich podejrzane. Te mocne głowy, rekrutujące się przeważnie z ludzi słabych, mają swój katechizm odnośnie do
Strona:PL Balzac - Stara panna.djvu/51
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.