płynął z samego uczucia; wszystka krew huczała w niej od rana, a nerwy były napięte przeczuciem wielkiego wypadku: trzeba było wszystkich tych okoliczności, aby ją uczynić tak niepodobną do samej siebie. Z jakiem szczęściem przedstawiła uroczyście wicehrabiego Kawalerowi, Kawalera wicehrabiemu, całe Alençon panu de Troisville, pana de Troisville alensończykom! Dosyć zrozumiałym trafem, wicehrabia i Kawaler, te dwie arystokratyczne natury, natychmiast nastroiły się na wspólny ton; poznali się i patrzyli się na siebie wzajem jak ludzie należący do jednej sfery. Przystanąwszy koło kominka, zaczęli rozmawiać. Utworzył się do koła nich krąg; rozmowy ich, mimo że prowadzonej sotto voce, słuchano w religijnem milczeniu. Aby dobrze ogarnąć efekt tej sceny, trzeba sobie wyobrazić pannę Cormon zajętą przyrządzaniem kawy dla swego domniemanego przyszłego, plecami odwróconą do kominka.
Pan wicehrabia ma zamiar, jak słyszę, osiedlić się tutaj?
Tak, panie Kawalerze, przybyłem aby wyszukać sobie dom... (Panna Cormon odwraca się z filiżanką w ręce). Potrzebuję coś sporego, aby pomieścić... (Panna Cormon podaje filiżankę) moją rodzinę. (Oczy starej panny mętnieją).
Pan żonaty?