Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac - Podróż do Polski.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



DO PANI LAURY SURVILLE, W PARYŻU
Wierzchownia, 8 października 1847.
Droga siostro!

Zajechałem tu bez wypadku, poza straszliwem zmęczeniem: zrobiłem ćwierć średnicy ziemi, a nawet więcej, w ciągu tygodnia, nie zatrzymując się ani nie kładąc; gdybym zrobił drugie tyle, byłbym już za Himalajami! Ponieważ przybyłem na dziesięć dni przed moim listem, zdumiałem wielce moich przyjaciół, miłe ujętych tym pośpiechem.
Ta siedziba to istny Luwr, a majątek jest wielki jak u nas departament. Niepodobna sobie wyobrazić obszaru i żyzności tych ziem, których nie nawożą nigdy i gdzie sieją zboże co roku. Mimo że młody hrabia i młoda hrabina mają we dwoje jakieś dwadzieścia tysięcy chłopów, co stanowi czterdzieści tysięcy dusz, trzebaby ich czterysta tysięcy, aby móc uprawić całą tę ziemię. Obsiewa się tylko tyle, ile mogą zebrać.
Ten kraj jest osobliwy w tym sensie, że obok największych wspaniałości brak jest najpospolitszego komfortu. Ten majątek jest jedyny, który posiada lampę Carcel i szpital. Są tu lustra na dziesięć stóp wysokie, a niema obić na ścianach. A i tak Wierzchownia uchodzi za najzbytkowniejszą siedzibę na Ukrainie, która jest wielka jak Francja. Zażywa się tu cudownego spokoju. Władze były wobec mnie pełne względów, powiedziałbym nawet galanterji; ale też bez tych cudów nie zdołałbym zrobić kroku, nie znając języków krain, które przebywałem. Od granicy europejskiej aż do Odessy to niby jedno pole naszej Beauce.