Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac - Podróż do Polski.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wreszcie, po dwudziestu pięciu godzinach agonji, mogłem zażyć lekarstwo przygotowane aby zapobiec zapaleniu jelit.
Sześć dni przeleżałem w łóżku, sześć dni trwał okres konwalescencji. Zdaje sią, że to było gwałtowne zderzenie się choroby z moim wspaniałym organizmem: oto, podnosząc się z łoża boleści, stwierdzam, że objawy mojej choroby sercowej znikły: mogą chodzić po schodach, kłaść się na wznak, drogi oddechowe są wolne, serce również. Mimo to, nie ufając polepszeniu, lekarz chce kończyć swoje dzieło i odrestaurować mnie; trzeba na to jeszcze miesiąca. To bardzo wielki lekarz, zupełnie nieznany. Oddaje sprawiedliwość lekarzom francuskim, pierwszym w świecie aby rozpoznać i określić chorobą, ale uważa ich za zupełnych nieuków, z paroma wyjątkami, w terapeutyce, to znaczy w znajomości środków leczniczych. Czy to nie jest okropne, że Soulié umarł z braku tego lekarza, bo byłem przed dwoma miesiącami tak samo chory jak Soulié kiedy się zaczął leczyć. Miałem tą samą chorobą, spowodowaną tym samym nadmiarem pracy, i nie mogłem już zrobić dziesięciu kroków bez przystanku. Wszystkie moje bóle żołądka znikły od dwóch miesięcy. Ileż wdzięczności winien jestem temu lekarzowi! On lubi skrzypce: skoro będę w Paryżu, muszą mu znaleźć prawdziwego Stradiwarjusa i ofiarować mu go.

25 czerwca.

Nie mogłem oddać tego listu kozakowi wyprawionemu do Berdyczowa z ostatnią pocztą, podejmują go tedy dziś; tembardziej się cieszą że go odłożyłem, ile że dostałem tymczasem pakiet listów z 25 maja.
...Niestety, nie mam dobrych nowin do przesłania. Co się tyczy przywiązania, czułości wszystkich, chęci usunięcia chwastów zarastających moją drogą, matka i dzieci są cudowne; ale główna sprawa podlega jeszcze trudnościom, opóźnieniom, które mi każą wątpić, czy Bóg zechce, aby twój brat był szczęśliwy, przynajmniej