Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rzyści całą gębą, ci Turcy. Ali dał mi jatagany, fuzje, szable!...ilem tylko mógł nabrać. Za powrotem do stolicy, ten wściekły hycel zaczął mi robić propozycje, które mi się wcale nie podobały. Ci ludzie są straszni, kiedy sobie coś wbiją do głowy... Ali chciał, abym był jego faworytem, spadkobiercą. Ja miałem dosyć tego życia, bo ostatecznie Ali był w wojnie z Porta, więc bałem się że i mnie dobiorą się do portek. Spakowałem manatki. Ale oddaję sprawiedliwość panu Teleben, obdarował mnie wspaniale: djamenty, dziesięć tysięcy talarów, tysiąc sztuk złota, piękna Greczynka dla towarzystwa, mały Arnauta za grooma i koń arabski. Tak, tak, Ali-Janina to człowiek niedoceniony, trzebaby mu historyka. Jedynie na Wschodzie spotyka się te dusze z bronzu, które przez dwadzieścia lat czynią wszystko z tą myślą, aby, pewnego ranka, zemścić się za zniewagę. Przytem miał najpiękniejszą białą brodę, jaką sobie można wyobrazić, twarz surową, groźną...
— Ale cóż pan zrobił z temi wszystkiemi skarbami? spytał ojciec Léger.
— A, ba! Ci ludzie nie mają renty państwowej ani Banku francuskiego, załadowałem tedy cały kram na grecki statek, który się dostał w ręce samego Kapitana-Paszy. Jak mnie tu widzicie, omal że mnie nie wbito na pal w Smyrnie. Tak, na honor, gdyby nie nasz ambasador, pan de Rivière, który tam się znajdował, wziętoby mnie za wspólnika Alego-Paszy. Ocaliłem głowę, aby się wyrazić przyzwoicie, ale dziesięć tysięcy talari,