Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przy deserze, Bianchon, zręcznie naprowadziwszy rozmowę, zaczął mówić o mszy, mieniąc ją komedią i błazeństwem.
— Błazeństwo, które kosztowało chrześcijan więcej krwi, niż wszystkie bitwy Napoleona i wszystkie pijawki kolegi Broussais! Msza, to wymysł papieski, który sięga nie dawniej niż VI-go wieku i który oparto na Hoc est corpus. Ileż strumieni krwi trzeba było wylać, aby ustanowić święto Bożego Ciała, którem kurja rzymska chciała stwierdzić swoje zwycięstwo w sprawie Istotnej Obecności, szyzmy, która przez trzy wieki trawiła Kościół! Wojny hrabiego Tuluzy i Albigensi są następstwem tej sprawy. Waldeńczycy i Albigensi nie chcieli uznać tej inowacji. Słowem, Desplein rozwinął całą werwę niedowiarka; był to istny potok wolterowskich konceptów, lub, aby rzec lepiej, obrzydliwa kopja Cytatora.
— Tam do licha! powiadał sobie Bianchon w duchu, gdzież jest mój bigot z dzisiejszego rana?
Nie rzekł nic, zwątpił czy to w istocie swego szefa widział w kościele St. Sulpice. Desplein nie byłby się trudził kłamać przed Bianchonem; zanadto się dobrze znali; nieraz już, w równie ważnych kwestjach wymieniali myśli, dyskutowali systemy de natura rerum, zgłębiając je lub sekcjonując nożem i skalpelem niedowiarstwa. Upłynęły trzy miesiące. Bianchon nie doszedł do żadnych wniosków co do tego faktu, mimo że pozostał on wyryty w jego pamięci. Któregoś dnia, jeden