Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przerywając w pół słowa starcowi, który, przez wzgląd na piękną damą, powstrzymywał odruch niehumoru, właściwy człowiekowi któremu przerwą gdy mówi. Niestety! nie wie pan nic o cierpieniach matki, która od siedmiu lat zmuszona jest czerpać dla syna sześćset franków z tysiąca ośmiuset mężowskiej pensyjki... Tak, proszę pana, oto cały nasz majątek. Toteż co ja mogę uczynić dla mego Oskara? Pan Clapart tak nienawidzi tego biednego chłopca, że niepodobna mi go trzymać w domu. Biedna kobieta, sama na świecie, czy nie powinna w tem położeniu przyjść się poradzić jedynego krewnego, jakiego jej syn ma na ziemi?
— Ma pani słusznść, odparł Cardot. Ale nigdy mi pani nic nie mówiła o tem wszystkiem...
— Och, proszę pana, odparła dumnie pani Clapart, pan jest ostatnim, któremubym odsłoniła rozmiary mej nędzy. Wszystko to moja wina, wzięłam męża, ktorego nieudolność przekracza wszelką miarę. Och! jestem bardzo nieszczęśliwa...
— Pani, rzekł poważnie staruszek, niech pani nie płacze. Nie mogę patrzeć jak piękna pani płacze... Ostatecznie, pani syn nazywa się Husson, i gdyby moja droga nieboszczka żyła, zrobiłaby coś dla tego, który nosi nazwisko jej ojca i brata...
— Bardzo kochała brata, wykrzyknęła matka Oskara.
— Ale ja rozdałem cały mój majątek dzieciom, które nie mają już czego spodziewać się po mnie, ciągnął staruszek. Podzieliłem między nie dwa miliony które miałem, bo chciałem je widzieć