Strona:PL Balzac - Ostatnie wcielenie Vautrina.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie pytam gdzieś schował pieniądze, ale co chcesz z niemi zrobić.
Zgniłek wpatrzył się w nieprzeniknione oko daba, który ciągnął chłodno:
— Czy masz jaką binię którąbyś kochał, jakie dziecko, miłego fanandela? Wyjdę stąd za godzinę, i mogę wszystko uczynić dla tych którym dobrze życzysz.
Zgniłek wahał się jeszcze, kręcił się niezdecydowany. Collin wytoczył ostatni argument.
— Twój udział w naszej kasie wynosi trzydzieści tysięcy franków; czy zostawiasz je fanandelom? czy dajesz komu? Twoja część jest w bezpiecznem miejscu, mogę ją dziś wieczór oddać temu komu ją przekażesz.
Morderca uczynił mimowoli gest zadowolenia.
— Mam go! rzekł w duchu Jakób. — Ale nie traćmy czasu, decyduj się!... szepnął złoczyńcy. Mój stary, nie mamy ani dziesięciu minut... Generalny prokurator zaraz przyśle po mnie, mamy z sobą konferencję. Trzymam go w garści, mogę ukręcić kark jurze! jestem pewien że ocalę Magdzię.
— Jeśli ocalisz Magdzię, mój dobry dabie, mógłbyś i mnie...
— Nie traćmy śliny, rzekł krótko Jakób. Rób testament.
— Zatem, chciałbym darować pieniądze Gonorze, rzekł Zgniłek miłosiernym tonem.
— A!... ty żyjesz z wdową po Mojżeszu, żydzie który był na czele szajki blitów (złodziei kosztowności?)
Podobny wielkim wodzom, Ołży-śmierć znał na wylot personel wszystkich armij.
— Z nią, właśnie, rzekł Zgniłek z odcieniem pogłaskanej dumy.
— Ładna brzana! rzekł Jakób Collin, który cudownie umiał grać na tych straszliwych instrumentach. Tęga poduszka! zna fach, i rzetelna z niej binia! Kuta szelma. Więc ty żyjesz z Gonorą! to głupio iść pod ziemię, kiedy się ma w garści taką brzanę.