dział, skąd zbrodniarze czerpią pieniądze!... Taki Jakób Collin moim ojcem!... O, moja biedna matko!...
I zalał się łzami.
— Niech protokolant odczyta obwinionemu część zeznań rzekomego Karlosa Herrera, w której oświadcza że jest ojcem Lucjana de Rubempré...
Poeta wysłuchał w milczeniu, w stanie na który przykro było patrzeć.
— Jestem zgubiony! wykrzyknął.
— Nie gubi się człowiek na drodze czci i prawdy, rzekł sędzia.
— Ale pan wyda Jakóba Collin przed sąd kryminalny? spytał Lucjan.
— Oczywiście, odparł Camusot, który chciał jeszcze pociągnąć Lucjana za język. Dokończ pan swej myśli.
Ale, mimo wysiłków i przedstawień sędziego, Lucjan nie odpowiadał. Refleksja przyszła zbyt późno, jak u ludzi będących niewolnikami wrażeń. W tem tkwi różnica między poetą a człowiekiem czynu: jeden poddaje się uczuciu, aby je odmalować w żywych obrazach, a sądzi je dopiero później; gdy drugi czuje i sądzi równocześnie. Lucjan siedział martwy, blady; ujrzał się na dnie przepaści, dokąd strącił go sędzia śledczy, na którego dobroduszność, on, poeta, dał się pochwycić. Zdradził nietylko dobroczyńcę, ale wspólnika, który bronił ich pozycji z odwagą lwa, ze zręcznością bez jednej rysy. Tam, gdzie Jakób wszystko ocalił śmiałością, intelektualista Lucjan wszystko zgubił swą nieinteligencją i brakiem rozwagi. To haniebne kłamstwo, które go oburzyło, miało osłonić haniebniejszą prawdę. Pognębiony był zręcznością sędziego, przerażony okrutnym sprytem, szybkością ciosów jakie ów mu zadał, posługując się błędami jego życia, wywlekając je na światło, niby hakami drążącemi sumienie poety. Lucjan był jak zwierzę, którego maczuga rzeźnika nie dobiła odrazu.
Strona:PL Balzac - Ostatnie wcielenie Vautrina.djvu/100
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.