dztwo? Czy jesteś pan tego zdania, że należy ją przesłuchać?
— Prokurator odpowiedział, wzruszywszy ramionami lekceważąco:
— Montefiore i Diard, dodał, byli dwoma nicponiami dobrze znanemi. Pokojowa nic nie wiedziała o zbrodni. Poprzestańmy na tem.
Lekarz dopełniał swojej czynności, oglądał Diarda i dyktował protokół pisarzowi.
Nagle wpadł do pokoju Juany.
— Pani...
Juana, która już zrzuciła suknię zakrwawioną, wyszła na spotkanie lekarza.
— Pani, rzekł nachylając się do ucha Hiszpanki, zabiłaś swego męża.
— Tak, panie.
...I z tego wszystkiego wnosząc, dyktował dalej lekarz, nabraliśmy przekonania, ze Diard dobrowolnie sam odebrał sobie życie.
— Czy skończyłeś pan? zapytał pisarza po chwili milczenia.
— Skońccyłem, odrzekł pismak.
Lekarz podpisał. Juana rzuciła na niego spojrzenie, z trudnością powstrzymując łzy, które chwilowo wilżyły jej oczy.
— Panowie, rzekła do prokuratora, jestem cudzoziemką, Hiszpanką. Nie znam praw, nie znam nikogo w Bordeaux i proszę o wyświadczenie mi przysługi. Każcie wydać mi paszport do Hiszpanji.
Strona:PL Balzac - Marany.djvu/95
Wygląd
Ta strona została przepisana.