Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac - Marany.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sności bieżących i wygrzebywał w państwach europejskich, barbarzyńskich lub amerykańskich, pretensje przedawnione, które umiał ożywiać.
Kiedy Restauracja spłaciła długi książąt, Rzeczypospolitej i Cesarstwa, otrzymywał zlecenia do zaciągania długów na kanały, na wszelkiego rodzaju przedsięwzięcia.
Nakoniec popełnił kradzież przyzwoitą, do której należało tylu ludzi zamaskowanych, lub też działających za kulisami teatru politycznego; kradzież, która, spełniona na ulicy przy świetle latarni, zaprowadziłaby na galery biedaka, a którą uświęca złoto gzymsów i kandelabrów.
Diard nagromadzał i odprzedawał cukier, sprzedawał urzędy, i jemu należy się sława człowieka słomianego w urzędach korzystnych, które należało zatrzymywać przez pewien czas, zanim się dostanie inne. Następnie obmyślał prawie wyszukiwał braki w kodeksach, prowadził kontrabandę prawną.
To maluje jednym wyrazem ten wysoki przemysł: żądał tyle od sta za kupienie piętnastu głosów prawo dawczych, które w ciągu jednej nocy przeszły z Lewicy na Prawicę.
Takie czynności nie są ani zbrodniami, ani występkami, lecz jest to kierowanie rządem, urządzaniem przemysłu: to się nazywa mieć głowę fiinansową. Diard posadzony był przez opinię publiczną na ławie niegodziwości, na której zasiadł już niejeden człowiek zręczny.
Tam znajdowała się arystokracja łotrotwsta. Jest to