Strona:PL Balzac - Małe niedole pożycia małżeńskiego.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niestety! dawno już wyzułeś się z wszelkiej próżności, patrząc na jego zapadłe boki i sterczące kości; sierć zmierzwiona jest od obsychającego potu, który, zmięszany z kurzem, pokleił jego sukienkę w sterczące kosmyki. W tej chwili koń przypomina z wyglądu rozgniewanego jeża; boisz się, aby się nie ochwacił, popędzasz go batem z melancholją, którą on zdaje się rozumieć, gdyż potrząsa głową, niby szkapa woziwody, znużona swą opłakaną egzystencją.
Zależy ci bardzo na tym koniu; jest doskonały i kosztował tysiąc dwieście franków. Gdy się ma zaszczyt być ojcem rodziny, umie się cenić tysiąc dwieście franków tak, jak ty cenisz tego konia. Przeczuwasz straszliwą cyfrę nadzwyczajnych wydatków, w razie gdyby trzeba dać chwilowy wypoczynek rumakowi. Ty musisz przez dwa dni załatwiać sprawy dorożką. Żona zacznie się krzywić i grymasić że jest uwięziona w domu; w końcu wynajmie powóz. Choroba konia stanie się źródłem nadzwyczajnych pozycyj w rachunku twego jedynego masztalerza, którego, jak każdej rzeczy jedynej, musisz dobrze pilnować.
Wszystkie te myśli wyrażają się w łagodnym ruchu, jakim opuszczasz bat na boki zwierzęcia, brnącego w tumanach czarniawego kurzu.
W tej chwili, Adolfek, który nie wie już co ma z sobą począć w tej ruchomej arce, zwinął się smutnie w kąciku.
— Co ci jest, dziecko? pyta zaniepokojona babcia.
— Głodny jestem, odparo dziecko.
— Głodny jest, rzekła matka do córki.
— Jakże nie ma być głodny? jest wpół do szóstej, nie jesteśmy nawet przy rogatce, a jedziemy już od dwóch godzin!
— Twój mąż mógł był nas zaprosić na obiad gdzieś za miastem.
— Widocznie woli nadłożyć dwie mile, umęczyć konia i wrócić do domu.
— I kucharka miałaby wolną niedzielę. Ale, ostatecznie, Adolf