Strona:PL Balzac - Małe niedole pożycia małżeńskiego.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wem, trzeba było Adolfowi dać nauczkę. Zna pan hrabiego de Lustrac, niestrudzonego wielbiciela kobiet, muzyki, smakosza przytem, jednego z owych pięknisiów Cesarstwa, którzy żyją wspomnieniem tryumfów młodości i kunsztownie pielęgnują swe przekwitłe wdzięki, nie chcąc złożyć broni?
— Tak, dodałem, jeden z tych wykrygowanych, wysznurowanych, zakutych w brykle w sześćdziesiątym roku życia, którzy smukłością zawstydzają młodych elegantów.
— Pan de Lustrac, ciągnęła Karolina, odznacza się iście królewskim egoizmem, ale nadskakuje, mizdrzy się, mimo swej peruki, czarnej jak smoła.
— Maluje i faworyty.
Co wieczór można go spotkać w dziesięciu salonach. Buja z kwiatka na kwiatek, jak prawdziwy motylek.
— Daje doskonałe obiady, koncerty, wprowadza w świat początkujące śpiewaczki, rozwija je z pączków...
— Żadna zabawa nie obędzie się bez niego.
— Tak, ale znika w jednej chwili, gdy tylko gdzie zawita zmartwienie lub nieszczęście. Jesteś w żałobie, unika cię; jesteś chory, czeka zupełnego wyzdrowienia aby cię odwiedzić: jego światowa otwartość i bezwzględność są godne podziwu.
— Czyż to nie jest pewną odwagą być tem czem się jest? spytałem.
— A zatem, ciągnęła dalej po tej wymianie spostrzeżeń, ten młody starzec, ten Adonis wieczny-tułacz, którego nazywałyśmy między sobą Starowina-jeszcze-dycha, stał się przedmiotem mego zachwytu.
— Cóż dziwnego! człowiek, który sobie zawdzięcza wszystko, nawet kolor włosów!
— Podrażniłam go paroma drobnostkami, na które kobieta może sobie niewinnie pozwolić, napomknęłam o dobrym guście jego najnowszych kamizelek, lasek; to wystarczyło, aby go usposo-