Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac - Lekarz wiejski.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ III
Napoleon u ludu

— Niechże pan idzie, rzekła Agata. Już kawał czasu, jak ci goście na pana czekają. Z panem to zawsze tak. Przez pana psuję obiad, właśnie kiedy trzeba żeby był dobry. Wszystko jest przegotowane.
— No więc, jesteśmy już, rzekł Benassis z uśmiechem.
Dwaj jeźdźcy zsiedli z koni, i udali się do salonu gdzie zastali zaproszonych gości.
— Panowie, rzekł lekarz biorąc Genestasa za rękę, mam zaszczyt wam przedstawić kapitana Bludeau, kapitana w pułku kawalerji stojącym w Grenobli, starego żołnierza który przyrzekł zostać jakiś czas między nami.
Poczem, zwracając się do Genestasa, wskazał mu wysokiego, chudego, czarno ubranego mężczyznę z siwemi włosami.
— Kapitanie, rzekł, to jest pan Dufau, sędzia pokoju, o którym już panu mówiłem. To ten, który tak bardzo przyczynił się do pomyślności naszej gminy.
— To, ciągnął prowadząc go do młodego człowieka, szczupłego, bladego, średniego wzorstu, również ubranego czarno i noszącego okulary, to pan Tonnelet, zięć pana Gravier, nasz rejent.
Następnie, zwracając się do zażywnego mężczyzny, pół chłopa pół mieszczanina, z twarzą pospolitą, popryszczoną, ale poczciwą:
— To, ciągnął, mój zacny wice-mer, pan Cambon, handlarz