Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac - Lekarz wiejski.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kłamała, ale tylko sam lekarz spostrzegł się na tem i szepnął jej do ucha:
— Płakałaś.
— Dlaczego mi pan mówi takie rzeczy przy obcym? odparła.
— Niedobrze panienka robi, rzekł Genestas, że panienka żyje tu tak samotnie; do takiej ładnej klateczki trzebaby pani męża.
— To prawda, rzekła, ale cóż, jestem uboga a dosyć wybredna. Nie mam wcale ochoty nosić dwojaczków w pole ani też trząść się na wozie, czuć nędzę tych których kocham nie mogąc jej zapobiec, piastować dzieci cały dzień na rękach i naprawiać łachy męża. Ksiądz proboszcz powiada, że takie myśli nie są zbyt chrześcijańskie, wiem o tem, ale cóż poradzę? Bywają dni, że wolę zjeść kawałek suchego chleba niż sobie zgotować coś na obiad. Poco mam unieszczęśliwiać męża mojemi wadami? Zabijałby się może pracą, aby zaspokoić moje kaprysy: toby nie było sprawiedliwe. Ba! ktoś na mnie rzucił jakiś zły urok, trzeba mi go znosić samej.
— Zresztą ona się urodziła leniuszkiem, moja biedna Grabarka, rzekł Benassis i trzeba ją brać tak jak jest. Ale to, co ona tu panu mówi, to znaczy poprostu, że jeszcze nie pokochała nikogo, dodał śmiejąc się.
Poczem wstał i wyszedł na chwilę przed dom.
— Musi pani bardzo kochać pana Benassis, spytał Genestas.
— Och! tak, proszę pana, i tak samo jak ja, wielu ludzi w kantonie dałoby się za niego posiekać. Ale on, który leczy innych, ma coś, czego nikt nie może uleczyć. Pan jest jego przyjacielem? Czy pan wie może co jemu jest? kto mógł zrobić przykrość człowiekowi takiemu jak on, co jest istnym obrazem Pana Boga na ziemi? Znam tu wielu takich, co myślą, że zboże im rośnie lepiej, kiedy on przejdzie rano koło ich pola.
— A panienka co myśli?
— Ja, proszę pana, kiedy go zobaczę...
Zawahała się chwilę, poczem dodała: