Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

złoto nie człowiek! toteż robi ze mną wszystko co chce... Nazywa mnie swoją koteczką! a matka nazywała mnie zawsze szelmą, k...ą! łajdaczką, ścierwem! Czy ja już wiem jak!
— Więc czemu, moje dziecko, nie zostaniesz żoną pana Vydera?
— Ależ już jestem, proszę pani! rzekła młoda dziewczyna spoglądając na baronową z wyrazem dumy, bez rumieńca, z czystem czołem, spokojnemi oczyma. Powiedział mi, że jestem jego żoneczką; ale to bardzo głupie być żoną mężczyzny!... Och, gdyby nie pralinki!...
— Mój Boże! szepnęła do siebie baronowa, cóż to za potwór mógł nadużyć tej tak zupełnej i świętej niewinności? Wrócić to dziecko na dobrą drogę, czyż toby nie było okupieniem wielu błędów? Ja wiedziałam co czynię! rzekła sobie myśląc o scenie z Crevelem. Ona nie wie nic!
— Czy zna pani pana Samanon?...[1] spytała Atala pieszczotliwie.
— Nie, moja mała; czemu pytasz o to?
— Naprawdę? rzekła niewinna istotka.
— Nie bój się nic tej pani, Atalo... rzekła zdunowa, ta pani to anioł!
— Bo moje stare kocisko boi się aby go nie znalazł ten Samanon, przed którym się chowa... a ja chciałabym aby on został na wolności...
— A czemu?
— Zaprowadziłby mnie do Bobino! może do Ambigu!

— Cóż za rozkoszne stworzonko! rzekła baronowa ściskając dzieweczkę.

  1. Stracone złudzenia.