Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Cóż to! rzekła do siebie Karabina przyglądając się bystro Józefie, czyżby pani Nourisson miała dwa obrazy Rafaela, że Józefa idzie mi tak na rękę?
— Biedaczek! rzekł Vauvinet, to był wielki, wspaniały człowiek. Cóż za styl! co za wzięcie! Mina Franciszka I! Cóż za wulkan! i co za zręczność, co za geniusz rozwijał ten człowiek w wydobywaniu pieniędzy! Gdziekolwiek jest, szuka ich z pewnością i wyciska je z tych z kości budowanych murów gdzieś na przedmieściach Paryża, bo z pewnością tam się ukrywa...
— I to wszystko, rzekł Bixiou, dla takiej Marneffe! Szczwana sztuka!
— Wychodzi za mąż za mego przyjaciela Crevela! zauważył du Tillet.
— A szaleje za moim przyjacielem Steinbockiem! rzekł Leon de Lora.
Te trzy zdania, niby trzy strzały z pistoletu, ugodziły Monteza w samą pierś. Zbladł, i uczuł taki ból, że ledwo się podniósł.
— Jesteście kanalje! rzekł. Nie macie prawa mięszać imienia uczciwej kobiety z imionami swoich ladacznic, ani zwłaszcza czynić zeń przedmiotu konceptów!
Jednomyślne brawa i oklaski przerwały Montezowi. Bixiou, Leon de Lora, Vauvinet, du Tillet, Massol dali hasło. Był to istny chór.
— Niech żyje cesarz! wołał Bixiou.
— Niech go uwieńczą! wykrzyknął Vauvinet.
— Vivat Brazylja! wołał Lousteau.
— Ha! miedziany baronie, kochasz naszą Walerję? rzekł Leon de Lora; masz zdrowie!