Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wisz, aby tygrys wypuścił kawał mięsa? Czy głaszcząc go po grzbiecie i mówiąc doń: Kiciu!... kiciu!... Nie jest pan logiczny. Wydajesz pan walkę, a nie chcesz ran! Więc dobrze, daruję panu tę niewinność, na której ci tak zależy. Zawsze widziałam w uczciwości formę obłudy! Pewnego dnia, za trzy miesiące, ubogi ksiądz przyjdzie pana prosić o czterdzieści tysięcy franków na jakieś dzieło miłosierdzia, na odbudowę klasztoru gdzieś na Wschodzie, na pustyni. Jeżeli pan będziesz zadowolony ze swego losu, daj pan czterdzieści tysięcy nieborakowi! zapłacisz przecie drugie tyle na Skarb! To przecie bardzo niewiele w porównaniu do tego co pan zgarniesz.
Dźwignęła się z trudnością na szerokie nogi, ledwo mieszczące się w atłasowych trzewikach, skłoniła się z uśmiechem i wyszła.
— Djabeł ma widać siostrę, rzekł Wiktor wstając.
Odprowadził tę straszną nieznajomą, wywołaną z czeluści tajnej policji, tak jak z podscenia Opery wyłania się potwór na skinienie wróżki w czarodziejskim balecie. Po ukończeniu spraw w sądzie, Wiktor udał się do p. Chapuzot, naczelnika jednego z głównych działów w prefekturze policji, aby tam zasięgnąć wiadomości co do nieznajomej. Zastawszy pana Chapuzot samego, Wiktor Hulot podziękował mu za pomoc.
— Przysłał mi pan, rzekł, staruszkę, która mogłaby być wcieleniem wszystkich zbrodni Paryża.
P. Chapuzot zdjął okulary i popatrzył na adwokata ze zdziwioną miną.
— Nie pozwoliłbym sobie przysyłać panu kogokolwiek, nie uprzedziwszy pana, i bez słówka polecenia.