Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

świecie, kiedy szedł do księcia de Wissemburg, do prefektury, do hrabiego Popinot, etc., trzymał kapelusz w ręce swobodnym ruchem którego nauczyła go Walerja, wielki palec zaś drugiej ręki wsuwał zalotnym gestem za kamizelkę, mizdrząc się oczyma i głową. Ten drugi sposób stawania w pozycji zawdzięczał figlarce Walerji, która, pod pozorem odmłodzenia swego mera, obdarzyła go jedną śmiesznością więcej.
— Prosiłam, aby mnie pan odwiedził, mój dobry, kochany panie Crevel, rzekła baronowa drżącym głosem, z powodu sprawy najwyższej wagi...
— Domyślam się, pani, rzekł Crevel z dyplomatyczną miną, ale żąda pani niepodobieństwa... Och! ja nie jestem ojcem tyranem, człowiekiem, wedle wyrażenia Napoleona, zakutym jak w pancerz w swoje skąpstwo. Posłuchaj mnie, piękna pani. Gdyby moje dzieci rujnowały się dla siebie, przyszedłbym im z pomocą; ale ręczyć za pani męża?... to znaczy chcieć napełnić beczkę Danaid! Dom obciążony na trzysta tysięcy franków dla niepoprawnego ojca! Nie mają już nic, nędzarze! i nie użyli życia! Będą mieli teraz to, co zarobi Wiktor w trybunale. Niechże pyskuje sobie, pani synalek... Haha! miał być ministrem, ten nasz doktorek! ta nasza wspólna nadzieja. Ładna karjera, wpakować się tak głupio! bo gdyby pożyczał poto aby się pchać w górę, gdyby robił długi aby karmić posłów, zyskiwać ich głosy i pomnażać swój wpyłw, powiedziałbym mu: „Masz moją sakiewkę, czerp, mój chłopcze!“ Ale płacić szaleństwa papy, szaleństwa które pani przepowiedziałem! Och! ojciec pogrzebał jego karjerę... To ja zostanę ministrem...