Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Spisałaś się jak anioł, moja droga Olivier, ale pomówimy o tem jutro.
Walerja pomknęła z szybkością strzały na trzecie piętro, zapukała trzy razy do drzwi Elżbiety i wróciła do siebie aby wydać rozkazy Reginie; nigdy bowiem kobieta nie przepuści okazji Monteza wracającego z Brazylji.
— Nie, do kroćset, tylko kobiety z towarzystwa umieją tak kochać! powiadał sobie Crevel. Jak ona szła po tych schodach, oświecając je oczami! Ciągnąłem ją za sobą! Nigdy Józefa!... Józefa, to szund! wykrzyknął ex-komiwojażer. Co ja powiadałem? szund... Mój Boże, byłbym zdolny wypalić coś podobnego w Tuillerjach... Nie, jeżeli Walerja nie zajmie się mojem wychowaniem, nic ze mnie nie wyrośnie... A takbym chciał mieć wzięcie wielkiego pana... Och, cóż za kobieta: kiedy na mnie po patrzy chłodno, aż mi się coś kurczy w żołądku. Co za wdzięk! co za inteligencja! Nigdy Józefa nie dała mi podobnych wzruszeń. A ile ukrytych talentów!... A, jest mój galant!
W ciemnościach ulicy Babylone, wysoka postać Hulota, nieco przygarbiona, posuwała się pod parkanem świeżo budującego się domu. Crevel podszedł ku niemu.
— Dzień dobry, baronie, bo już jest po północy! Cóż ty tu robisz, u djaska!... Zażywasz chłodu przy tym deszczyku? W naszym wieku to niezdrowo. Chcesz abym ci dał dobrą radę? wróćmy każdy do siebie, bo, mówiąc między nami, nie zobaczysz dzisiaj światła w oknie.
Słysząc to ostatnie zdanie, baron uczul że ma sześćdziesiąt trzy lat i że płaszcz jego jest mokry.