Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac - Kuzyn Pons.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Obofiec mi zwoją hizdorję, rzekł Schmucike do Wilhelma.
— Ot, widzi pan tam, w loży przy scenie, młodego człowieka?... Poznaje go pan?
Ani drochę.
— Haha! to dlatego że ma paljowe rękawiczki i lśni się wszystkiemu blaskami bogactwa; ale to mój przyjaciel, Fryc Brunner, z Frankfurtu nad Menem...
Ten, który bżychocił oklątadź zbegdagl z orgiezdry?
— Ten sam. Nieprawdaż, trudno uwierzyć w podobną metamorfozę?
Bohater zapowiedzianej historji był to jeden z owych Niemców, których twarz kryje zarazem posępne szyderstwo Goethowskiego Mefistofelesa i dobroduszność powieści Augusta Lafontaine, zacnej pamięci; przebiegłość i naiwność, chciwość kantorowicza i wyuczoną swobodę członka Jockey-klubu; ale zwłaszcza niesmak, który wciska pistolet w rękę Wertera, o wiele bardziej utrapionego niemieckiemu książątkami niż Szarlotą. Była to w istocie typowa twarz niemiecka: wiele żydostwa i wiele prostoty, głupoty i dzielności, wiedza która rodzi nudę, doświadczenie którem może wstrząsnąć lada dzieciństwo; nadużycie piwa i tytoniu; wreszcie, aby podkreślić wszystkie te sprzeczności, djaboliczna iskra w pięknych znużonych błękitnych oczach. Ubrany z elegancją bankiera, Fryc Brunner błyszczał na sali łysiną tycjanowskiego koloru, po obu stronach ozdobioną złotawo-hlomd puklami, które nędza i rozpusta zostawiły mu jakgdyby poto, aby miał prawo zapłacić fryzjera w dniu swego finansowego zmartwychwstania. Twarz jego, niegdyś pełna i świeża jak twarz Chrystusa na obrazach, dziś przywiędła, miała, dzięki rudawym wąsom i brodzie, wyraz niemal złowrogi. Czysty błękit oczu śćmił się w walce ze zgryzotami. Wreszcie błoto paryskiej rozpusty otoczyło sinawą obwódką jego oczy, w których niegdyś matka szukała z upojeniem boskiego odbicia własnych oczu. Ten przedwczesny filozof, ten młody starzec, był dziełem macochy.
Tu zaczyna się ciekawa historja syna marnotrawnego z Frank-