Strona:PL Balzac - Kuzyn Pons.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Słysząc te okropne słowa, Pons wyprostował się jakgdyby wstrząśnięty galwanicznym prądem, skłonił się zimno i poszedł włożyć spencer. Drzwi sypialni Cecylji, wychodzące na salonik, były uchylone, tak iż, rzuciwszy okiem w lustro, Pons ujrzał młodą dziewczynę zanoszącą się od śmiechu i dającą matce znaki, z których stary artysta odgadł niegodziwą psotę. Zeszedł wolno wstrzymując łzy: zrozumiał, że jest wygnany z tego domu, nie wiedząc za co.
— Jestem już za stary, powiadał sobie, świat brzydzi się starością i ubóstwem: to są dwie szpetne rzeczy. Już nigdzie nie pójdę bez zaproszenia.
Heroiczne postanowienie!...
Drzwi od kuchni, położonej na parterze, nawprost izdebki odźwiernego, były często otwarte, jak bywa w domach zajętych przez właścicieli gdzie brama jest stale zamknięta: Pons mógł tedy dyszeć śmiechy kucharki i lokaja, którym Magdalena opowiadała koncept, nie przypuszczając aby nieborak tak prędko ustąpił z placu. Lokaj głośno pochwalał figiel spłatany temu częstemu gościowi, który (powiadał) nie daje mu nigdy na kolendę więcej niż talara!
— Tak, ale jeżeli się obrazi i nie wróci, zauważyła kucharka, stracimy bodaj tego talara na Nowy rok...
— E, skądby się dowiedział? odparł lokaj.
— Ba! rzekła Magdalena, prędzej, później, czy nie wszystko jedno? Ten stary tak nudzi wszystkich do których chodzi na wyżerkę, że go wszędzie wyproszą za drzwi.
W tej chwili stary muzyk zawołał: „Proszę otworzyć!“ Bolesny ten krzyk przyjęto w kuchni głębokiem milczeniem.
— Słuchał, rzekł lokaj.
— Ano, tem gorzej, a raczej tem lepiej, odparła Magdalena; zdechł pies.
Biedny człowiek, który nie stracił ani słowa z tego co mówiono, usłyszał i to. Wrócił do domu w takim stanie, w jakim byłaby staruszka po walce z mordercami. Szedł, mówiąc sam do siebie,