Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac - Kuzyn Pons.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w której zajdzie pani dalej niż myślisz! Człowiek się upija swoją myślą, nie przebiera...
Nowy gest przeczenia ze strony Cibotowej, która się nadęła.
— No, no, matusiu, ciągnął Fraisier z ohydną poufałością, zaszlibyście daleko...
— Cóż to! bierze minie pan za złodziejkę?
— Et, matuchno, masz przecież od pana Schmucke rewersik, który cię niewiele kosztował... Och! tu jesteś na spowiedzi, moja piękna pani... Nie oszukuj-że spowiednika, zwłaszcza kiedy może czytać w twojem sercu.
Cibotowa zlękła się przenikliwości tego człowieka; zrozumiała, czemu jej słuchał z tak głęboką uwagą.
— A więc, podjął Fraisier, możesz pani być pewna, że prezydentowa nie da się pani wyprzedzić w tym wyścigu... Będą cię śledzić, będą cię szpiegować... Uzyskuje pani to, że pan Pons umieści panią w testamencie... Doskonale. Pewnego dnia, zjeżdża sąd, chwytają jakieś ziółka, znajdują w nich arszenik; oboje z mężem jesteście uwięzieni, osądzeni, skazami, jako usiłujący zgładzić pana Ponsa, aby wejść w posiadanie legatu... Broniłem swego czasu w Wersalu biednej kobiety, równie niewinnej jakbyś pani była w tym wypadku; cała rzecz odbyła się tak jak pani mówię; wszystko co mogłem zrobić, to ocalić jej życie. Nieszczęśliwa dostała dwadzieścia lat ciężkich robót i odsiaduje je jeszcze u św. Łazarza.
Przerażenie pani Cibot dosięgło szczytu. Coraz bledsza, patrzała ma tego chuderlawego człowieczka o zielonkawych oczach, jak biedna mauretanka, posądzona o wierność dla swej religji, musiała patrzeć na inkwizytora w chwili gdy słyszała wyrok skazujący ją na stos.
— Powiada pan tedy, drogi parnie Fraisier, że, zdając się na pana, powierzając panu swoje interesy, mogłabym coś uzyskać bez niebezpieczeństwa?
— Ręczę pani za trzydzieści tysięcy, rzekł Fraisier jak człowiek pewien swojej sprawy.