Strona:PL Balzac - Kuratela i inne opowiadania.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Za trzy dni, podjęła, mój mąż wraca z Niemiec. Niepodobna mi będzie przed nim ukryć stanu w jakim się znajduję; zabije minie, proszę pana; ani się zawaha. Przechodzę piekło...
Wyrzekła te słowa z przerażającym spokojem.
— Adolfa trzymają rodzice bardzo krótko; zaledwie dają mu tyle, ile mu trzeba ma utrzymanie. Matka moja nie rozporządza swoim majątkiem; co się mnie tyczy, nie posiadam nic. Mimo to, we troje, zebraliśmy cztery tysiące franków. Oto są, rzekła dobywając z za gorsu banknoty i podając mi je.
— Więc co?... spytałem.
— Więc, odparła jakby zdziwiona mojem pytaniem, przychodzę błagać pana o ocalenie honoru dwóch rodzin, życia trojga osób i życia mojej matki, kosztem mego nieszczęsnego dziecięcia...
— Nie kończ pani, rzekłem chłodno.
Wziąłem z półki kodeks.
— Niech pani patrzy, rzekłem wskazując stronicę, której z pewnością nie przeczytała; wysłałaby mnie pani na rusztowanie. Podsuwa mi pani zbrodnię, którą prawo karze śmiercią; a panią samą skazanoby na karę straszliwszą może od mojej... Ale, gdyby nawet Sprawiedliwość nie była tak surowa, nie podjąłbym się takiej operacji; jest prawie zawsze podwójnem morderstwem, bo rzadkie jest, aby matka nie zginęła także. Może pani znaleźć lepszą radę... Czemu nie miałaby pani uciec?... Niech pani jedzie zagranicę.
— Byłabym shańbiona...
Nalegała jeszcze chwilę, ale miękko, z głuchym akcentem rozpaczy. Wyprawiłem ją...
Na trzeci dzień, koło ośmej wieczór, wróciła. Widząc ją w progu gabinetu, uczyniłem wymowny ruch głową; ale ona rzucała się tak żywo do moich kolan, że nie mogłem jej powstrzymać.
— Proszę, krzyknęła, oto dziesięć tysięcy franków!
— Proszę pani, odparłem, sto tysięcy, miljon nawet, nie skłoniłyby mnie do zbrodni... Gdybym nawet przyrzekł pani pomoc