Strona:PL Balzac - Kuratela i inne opowiadania.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Coś wymyślił? rzekł Justyn.
— Ba! znalazłem sposób wystarania się na kredyt o całkowity kostjum.
— U kogo?
— U Humana.
— Jakto?
— Human, mój drogi, nie chodzi nigdy do klientów; klienci chodzą do niego, tak że on nie wie czy ja jestem bogaty; wie tylko, że jestem elegant i że dobrze noszę jego ubrania. Powiem mu, że spadł mi z prowincji wujaszek, którego abnegacja w stroju szkodzi mi w najlepszych towarzystwach, gdzie pragnę się ożenić: nie byłby Humanem, gdyby przysłał rachunek przed upływem kwartału.
Doktorowi wydała się ta myśl znakomita w wodewilu, ale licha w życiu realnem; nie wierzył w powodzenie. Ale, przysięgam wam, Humań ubrał Marcasa i, jako szczery artysta, ubrał go tak, jak człowiek polityczny powinien być ubrany.
Justyn ofiarował Marcasowi dwieście franków w złocie, owoc zegarków kupionych na kredyt i zastawionych w lombardzie. Ja zaledwie wspomniałem o sześciu koszulach, o wszystkich potrzebach w zakresie bielizny, co mnie kosztowało tylko przyjemność poproszenia o nie panny sklepowej, z którą gruchałem w karnawale. Marcas przyjął wszystko, nie dziękując więcej niż się godziło. Spytał tylko o środki, jakiemi doszliśmy do tych bogactw: rozśmieszyliśmy go ostatni raz. Patrzyliśmy na naszego Marcasa jak szypry, którzy wyczerpali cały swój kredyt i wszystkie środki aby wyekwipować statek, muszą patrzeć spuszczając go na morze.
Tu Karol zamilkł, jakgdyby pod brzemieniem wspomnień.
— No i cóż, wołano, cóż się stało?
— Powiem wam w dwóch słowach, bo to nie jest romans, tylko historja. Nie ujrzeliśmy już Marcasa; ministerjum trwało trzy miesiące, upadło po zwołaniu Izb. Marcas wrócił do nas bez grosza, wyczerpany pracą. Zgłębił krater władzy: wracał z początkami