Strona:PL Balzac - Kuratela i inne opowiadania.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Owszem, owszem, rzekł wesoło Fougères.
— A jeśli pan się ożeni z panną, nie zapomni pan o mnie.
— Żenić się, ja? wykrzyknął Piotr Grassou. Ja, który mam zwyczaj sypiać samotnie, wstawać wcześnie, który mam życie uporządkowane...
— Sto tysięcy franków, rzekł Magus, i panna łagodna, o złocistych tonach, prawdziwy Tycjan!
— Cóż to za ludzie?
— Byli kupcy: w tej chwili, miłośnicy sztuki, mają dom w Ville d’Avray i dziesięć do dwunastu tysięcy renty.
— W czem robili?
— W butelkach.
— Nie wymawiaj tego słowa, mam uczucie że słyszę ucinanie korków i zęby mi cierpną...
— Czy mam ich przyprowadzić?
— Trzy portrety, wywalę ich w Salonie, będę mógł się przerzucić na portret. Dobrze!
Stary Eljasz poszedł po rodzinę Vervelle. Aby ocenić, do jakiego stopnia propozycja musiała poruszyć malarza i jakie wrażenie musieli nań wywrzeć imć pan Vervelle i jego połowica, uwieńczeni jedynie córką, trzeba nam rzucić okiem na poprzednie życie Piotra Grassou de Fougères.

Jako uczeń, Fougeres studjował rysunek u Servina, który uchodził w świecie akademickim za wielkiego rysownika. Potem, udał się do Schinnera[1], aby podchwycić sekret potężnego i wspaniałego koloru jaki cechuje tego mistrza. Mistrz i uczniowie wszyscy byli tam dyskretni, Piotr nic nie podchwycił. Stamtąd, Fougères przeszedł do sławnego Sommervieux, aby się oswoić z gałęzią sztuki nazwaną kompozycją; ale kompozycja była dlań nieprzystępna i sroga. Potem próbował wykraść Granetowi i Drollingowi tajemnicę ich wnętrz. Ci dwaj mistrze nie dali sobie nic wykraść.

  1. Pierwsze kroki.