Strona:PL Balzac - Kontrakt ślubny; Pułkownik Chabert.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nych figurek, które wyrabiają w Niemczech? I taki żyje, i może jest szczęśliwy!
Derville wziął lornetkę, spojrzał na biedaka, uczynił gest zdziwienia i rzekł:
— Ten starzec, mój drogi, to cały poemat, lub, jak powiadają romantycy, dramat. Czy spotkałeś kiedy hrabinę Ferraud?
— Tak, inteligentna kobieta i bardzo miła, tylko trochę dewotka, rzekł Godeschal.
— Ten stary żebrak, to jej prawy mąż, hrabia Chabert, były pułkownik; z pewnością umieściła go tutaj. Jeżeli jest w tym przytułku zamiast mieszkać w pałacu, to jedynie dlatego, że przypomniał pięknej hrabinie Ferraud, że ją wziął niegdyś jak dorożkę na rogu ulicy. Przypominam sobie tygrysie spojrzenie, jakiem zmierzyła go wówczas.
Ten początek obudził ciekawość Godeschala, Derville opowiedział mu tedy poprzedzającą historję. W dwa dni później, w poniedziałek rano, wrcając do Paryża, dwaj przyjaciele spojrzeli na Bicêtre; Derville zaproponował, aby odwiedzić pułkownika Chabert. Będąc w połowie alei, spotkali na pniu ściętego drzewa siedzącego starca, który trzymał kij i zabawiał się rysowaniem na piasku. Skoro mu się przyjrzeli bystro, spostrzegli że musiał śniadać gdzieindziej niż w Przytułku.
— Dzień dobry, pułkowniku Chabert, rzekł Derville.
— Nie Chabert, nie Chabert, nazywam się Jacek, odparł starzec. Nie jestem już człowiekiem, jestem numer 164, siódma sala, dodał patrząc na Derville niespokojnie, z trwogą starca lub dziecka. Idzie pan zobaczyć skazanego na śmierć? rzekł po chwili milczenia. On nie jest żonaty! Szczęśliwy.
— Biedny człowiek, rzekł Godeschal. Chcecie pieniędzy na trochę tytoniu?
Z całą naiwnością paryskiego ulicznika pułkownik wyciągnął chciwie rękę do nieznajomych, którzy dali mu po dwudziestofran-