Strona:PL Balzac - Kontrakt ślubny; Pułkownik Chabert.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łez, trzeba je będzie opuścić; komu sąd je przyzna? Nie da się podzielić serca matki, ja chcę je mieć.
— Czy przez ciebie mama płacze? rzekł Julek spoglądając gniewnie na pułkownika.
— Cicho, Julku, wykrzyknęła matka rozkazującym tonem.
Dzieciaki stały w milczeniu przyglądając się matce i obcemu panu z niepodobną do opisania ciekawością.
— Och tak, jeśli mnie rozłączą z mężem niech mi zostawią dzieci, a poddam się wszystkiemu...
Te słowa były rozstrzygające, uzyskała cały sukces jakiego się po nich spodziewała.
— Tak, wykrzyknął pułkownik, jakgdyby kończył zdanie rozpoczęte w myśli, trzeba mi wrócić pod ziemię. Już to sobie powiedziałem.
— Czy ja mogę przyjąć takie poświęcenie? odparła hrabina. Jeśli zdarzyło się że ktoś umarł aby ocalić honor kochanki, dał życie tylko raz. Ale ty dawałbyś życie codzień! Nie, to niemożliwe. Gdyby chodziło tylko o twoje istnienie, toby nie było nic; ale podpisać że nie jesteś pułkownikiem Chabert, uznać że jesteś szalbierzem, oddać swój honor, popełniać kłamstwo o każdej godzinie, tak daleko poświęcenie ludzkie nie sięga. Pomyśl tylko! Nie! Gdyby nie moje biedne dzieci, byłabym już z tobą uciekła na koniec świata...
— Ależ, odparł Chabert, czy ja nie mogę żyć tutaj w tym małym domku jakgdyby twój krewny? Jestem zużyty jak stara armata, trzeba mi jedynie trochę tytoniu i numeru Constitutionnel.
Hrabina zalała się łzami. Wywiązał się między hrabiną Ferraud a pułkownikiem Chabert pojedynek szlachetnych, z którego żołnierz wyszedł zwycięzcą. Jednego wieczora, patrząc na tę matkę w otoczeniu dzieci, pułkownik uległ czarowi rodzinnego obrazka, na wsi, w ciszy i cieniu; postanowił pozostać umarłym i, nie przerażając się już autentycznością aktu, spytał co trzeba uczynić, aby zapewnić nieodwołalne szczęście tej rodzinie.