Strona:PL Balzac - Kobieta trzydziestoletnia.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rozumie, lub nie chce rozumieć mego życia. Ale, jeśli prowadzę tak na pasku męża, to nie znaczy, abym się nie lękała jego wybryków. Jestem jak pogromca niedźwiedzia, który drży aby się któregoś dnia kaganiec nie zerwał. Gdyby Wiktor przypuszczał, że ma prawo mnie nie szanować, nie śmiem przewidywać, coby się mogło zdarzyć: bo on jest gwałtowny, ambitny, a zwłaszcza próżny. Nie ma na tyle inteligencji, aby zachować rozsądek w drażliwej okoliczności, któraby wystawiła na próbę jego złe instynkty; jest słaby. Zabiłby mnie może w pierwszej chwili, choćby na drugi dzień miał umrzeć ze zmartwienia. Ale nie obawiam się tego nieszczęsnego szczęścia...
Nastała chwila ciszy, myśli obu przyjaciółek zwróciły się ku tajemnej przyczynie tego położenia.
— Usłuchano minie bardzo okrutnie, rzekła Julja spoglądając wymownie na Ludwikę. A wszak nie zabroniłam mu pisać... Och, zapomniał o mnie i miał słuszność. To byłoby za wiele, gdyby jego życie miało być złamane; czyż nie dość mego? Czy uwierzysz, droga, że ja czytuję dzienniki angielskie, jedynie w tej nadziei, że ujrzę tam jego nazwisko. I wiesz, dotąd nie pojawił się w Izbie Lordów.
— Więc umiesz po angielsku?
— Nie mówiłam ci? Nauczyłam się.
— Biedne dziecko, wykrzyknęła Ludwika ściskając dłoń Julji, jak ty możesz żyć jeszcze?
— To tajemnica, odparła margrabina z gestem dziecięcej niemal naiwności. Słuchaj. Biorę opium. Historja księżnej N. w Londynie poddała mi tę myśl. Wiesz, Mathurin zrobił z tego romans. Moje krople laudanum są bardzo słabe. Śpię. Żyję ledwie siedem godzin na jawie, i te oddaję córce.
Ludwika spoglądała na ogień, nie śmiejąc popatrzeć na przyjaciółkę, której niedolę ogarniała po raz pierwszy.
— Ludwiko, nie zdradź mnie, rzekła Julja po chwili milczenia.
Naraz wszedł służący i podał margrabinie list.
— Och, krzyknęła blednąc.
— Nie pytam od kogo, rzekła pani de Wimphen.