Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac - Kobieta porzucona; Gobseck; Bank Nucingena.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gęsiej skórki. Ja się śmiałem, mimo iż żaden mięsień nie drgnął mi na twarzy.
— To ktoś z moich dostawców, rzekła.
Hrabia odwrócił się plecami, ja wyciągnąłem do połowy z kieszeni weksel. Na ten nieubłagany ruch, młoda kobieta podeszła do mnie i podała mi brylant:
— Weź pan i idź, rzekła.
Wymieniliśmy te dwa walory i wyszedłem skłoniwszy się. Djament był wart dla mnie conajmniej tysiąc dwieście franków. Ujrzałem w dziedzińcu chmarę lokajów, którzy czyścili swoje liberje, szczotkowali buty i myli wspaniałe powozy.
— Oto, mówiłem sobie, co sprowadza tych ludzi do mnie. Oto co pcha do tego, aby kraść przyzwoicie miljony, aby zdradzać swój kraj. Aby się nie zabłocić idąc piechotą, wielki pan, lub ten co go małpuje, bierze raz porządną kąpiel w błocie!
W tej chwili, brama wjazdowa otwarła się i wpuściła kabrjolet młodego człowieka, tego który mi przyniósł weksel.
— Panie, rzekłem doń skoro wysiadł, oto dwieście franków które pan zeche oddać pani hrabinie i oświadczyć jej, że przez tydzień będę trzymał fant, który mi wręczyła dziś rano.
Wziął dwieście franków i uśmiechnął się drwiąco, jakgdyby mówiąc:
— A, zapłaciła. Na honor, tem lepiej!
Wyczytałem na tej twarzy przyszłość hrabiny. Ten ładny paniczyk, ten blondynek, zimny gracz bez duszy, zrujnuje się, zrujnuje ją, zrujnuje