— Nazywam się Gobseck, proszę jej powiedzieć moje nazwisko, będę tu o południu.
I odchodzę, znacząc mą obecność na dywanie zaścielającym schody. Lubię walać błotem dywany bogaczy, nie przez dokuczliwość, ale aby im dać uczuć szpon konieczności.
Zaszedłszy na ulicę Montmartre, do skromnego domu, otwieram starą bramę i widzę ciasny dziedzińczyk, gdzie słońce nie zagląda nigdy. Izdebka odźwiernego ciemna, szyba podobna do rękawa zbyt długo noszonego szlafroka, tłusta, ciemna, poszczerbiona.
— Panna Fanny Malvaut?
— Wyszła, ale jeżeli pan przychodzi z wekslem, są pieniądze.
— Wrócę później, mówię.
Skoro odźwierny miał pieniądze, chciałem poznać młodą dziewczynę; wyobraziłem sobie, że musi być ładna. Spędzam ranek na oglądaniu rycin wystawionych na bulwarze, poczem, o południu, przebywam salon poprzedzający sypialnię hrabiny.
— Pani dzwoniła na mnie w tej chwili, mówi panna służąca, wątpię aby ją można było widzieć.
— Zaczekam, mówię siadając w fotelu.
Otwierają się żaluzje, panna służąca wbiega i mówi.
— Pani prosi.
Ze słodyczy jej głosu, odgadłem, że pani nie ma pieniędzy na weksel. Jakże piękna była kobieta, którą wówczas ujrzałem! Zarzuciła w poś-
Strona:PL Balzac - Kobieta porzucona; Gobseck; Bank Nucingena.djvu/95
Wygląd
Ta strona została przepisana.