Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac - Kobieta porzucona; Gobseck; Bank Nucingena.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

regularne jak zegar. Był to poniekąd człowiek-automat, którego sen nakręcał. Jeżeli dotknąć stonogi idącej po papierze, zatrzyma się i udaje nieżywą; tak samo i ten człowiek urywał w pół zdania i przestawał mówić gdy zaturkotał powóz, aby nie podnosić głosu. Na wzór Fontenelle’a oszczędzał siłę żywotną i skupiał wszystkie uczucia ludzkie w swojem ja. Toteż, życie jego upływało bez hałasu, niby piasek w starożytnej klepsydrze. Czasami jego ofiary krzyczały, unosiły się; potem robiła się wielka cisza, jak w kuchni w której zarzyna się kaczkę.
Pod wieczór, człowiek-weksel zmieniał się w zwykłego człowieka, a jego metale przeobrażały się w serce ludzkie. Jeżeli był rad ze swego dnia, zacierał ręce, wypuszczając przez popękane szczeliny twarzy dym wesołości, niepodobna bowiem inaczej wyrazić niemej gry jego mięśni, w której malowało się wrażenie podobne do śmiechu. Przytem, nawet w największych napadach uciechy, rozmowa jego była jednosylabowa, a zachowanie zawsze negatywne.
Takim był sąsiad, którego przypadek dał mi w domu gdzie mieszkałem przy ulicy des Grès, kiedy byłem dopiero drugim dependentem i kończyłem trzeci rok prawa. Dom ten, bez dziedzińca, był wilgotny i ciemny. Okna wychodziły tylko na ulicę. Zakonny rozkład, wedle którego budynek podzielony był na pokoje jednakiej wielkości, wychodzące na długi korytarz oświetlony małemi okienkami, świadczył, że dom ten stanowił niegdyś