Strona:PL Balzac - Kobieta porzucona; Gobseck; Bank Nucingena.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pustki, która mu się udziela i zjada go. Już płuca Gastona przyzwyczajały się do tej atmosfery. Już doznawał niejakiego roślinnego szczęścia w tych dniach pędzonych bez trosk i bez myśli, zaczynał tracić pamięć owego krążenia soków, owego nieustannego zapłodnienia umysłu, w które tak namiętnie rzucił się w sferze paryskiej, i miał skamienieć wśród tych skamieniałości, i zostać tam na zawsze, jak towarzysze Odysa, rad ze swej tłustej powłoki.
Pewnego wieczora, Gaston de Nueil siedział między starszą damą a jednym z generalnych wikarjuszów djecezji, w salonie z boazerjami malowanemi na szaro, wyłożonym fajansowemi kafelkami, ozdobionym paroma portretami rodzinnemi, zaludnionym czterema stolikami do gry, dokoła których szesnaście osób paplało grając w wista. Tam, nie myśląc o niczem, ale trawiąc jeden z owych pysznych obiadów, będących specjalnością prowincji, spostrzegł, iż zaczyna się godzić z tym trybem życia. Rozumiał czemu ci ludzie posługują się wczorajszemi kartami, tasują je na wytartem suknie, i jak dochodzą do tego, że w końcu nie ubierają się ani dla siebie ani dla drugich. Widział pewną filozofję w jednostajnym ruchu tego mechanicznego życia, w spokoju tych logicznych przyzwyczajeń i nieświadomości wykwintu. Rozumiał niemal bezcelowość zbytku. Paryż ze swemi namiętnościami, burzami, uciechami, był już w jego pamięci niby wspomnienie dzieciństwa. Szczerze podziwiał czerwone ręce, skromną i wy-