Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac - Kobieta porzucona; Gobseck; Bank Nucingena.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dym szczególe tego przykrego nieładu. Śmierć wyrażała się w rzeczach, nim zagarnie człowieka. Hrabia nie znosił światła, żaluzje były stale zamknięte, a ciemność ta czyniła smutny pokój jeszcze bardziej ponurym. Chory schudł bardzo. Oczy jego, w których skupiło się życie, błyszczały. Trupia bladość twarzy miała coś upiornego, a wrażenie to zwiększała jeszcze nadmierna długość włosów, których nie pozwalał sobie obciąć i które spadały długiemi kosmykami na policzki. Podobny był do pustelnika. Zgryzota zgasiła wszystkie ludzkie uczucia w tym człowieku zaledwie pięćdziesięcioletnim, którego cały Paryż znał tak świetnym i szczęśliwym.
Pewnego dnia, z początkiem grudnia r. 1824, spojrzał na syna swego Ernesta, który siedział przy łóżku patrząc z boleścią na ojca.
— Czy cierpisz, ojcze? spytał młody wicehrabia.
— Nie! odparł z przerażającym uśmiechem. Wszystko jest tu, i koło serca.
I, wskazawszy na głowę, przycisnął wychudłe palce do zapadłej piersi, gestem który wycisnął łzy Ernestowi.
— Czemu nie przychodzi pan Derville? spytał lokaja, którego uważał za bardzo oddanego sobie, a który był zupełnie zaprzedany hrabinie.
— Jakto, Maurycy, wykrzyknął umierający siadając na łóżku i jakgdyby odzyskując cała przytomność, od dwóch tygodni dziesięć razy posyłam cię do mego adwokata i on nie przychodzi?