Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac - Kobieta porzucona; Gobseck; Bank Nucingena.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Możebne, odparł Gobseck. Znajdziesz w sprawie jego sukcesji soczysty kąsek.
Spojrzałem na starego i rzekłem aby go wybadać:
— Niech mi pan wytłumaczy, dlaczego hrabia i ja jesteśmy jedynymi ludźmi, którymi się pan zainteresował?
— Dlatego że wy jedni zawierzyliście mi bez zastrzeżeń, odparł.
Jakkolwiek ta odpowiedź pozwoliła mi przypuszczać że Gobseck nie nadużyłby swego położenia, w razie gdyby kontrrewers zaginął, postanowiłem udać się do hrabiego. Zmyśliłem jakieś pilne interesy, i wyszliśmy. Przybyłem rychło na ulicę du Helder. Wprowadzono mnie do salonu, gdzie hrabina bawiła się z dziećmi. Kiedy mnie oznajmiono, wstała nagle, podeszła ku mnie i usiadła, bez słowa, wskazując mi pusty fotel przy kominku. Twarz jej oblekła ową nieprzeniknioną maskę, pod jaką światowe kobiety tak dobrze umieją skrywać, swoje wzruszenia. Zgryzoty zniszczyły już tę twarz: jedynie cudowne rysy, które niegdyś były jej ozdobą, pozostały aby świadczyć o jej piękności.
— Jest rzeczą pierwszorzędnej wagi, rzekłem,, abym się mógł widzieć z panem hrabią...
— W takim razie byłby pan szczęśliwszym odemnie, odparła żywo. Pan de Restaud nie chce widzieć nikogo, zaledwie znosi odwiedziny doktora, odtrąca wszelkie starania, nawet moje. Chorzy mają takie dziwactwa! są jak dzieci, nie wiedzą czego chcą.