Strona:PL Balzac - Kawalerskie gospodarstwo.pdf/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

malarza z rąk mieszkańców dzielnicy rzymskiej, którzy go chwycili brutalnie za ręce wydając dzikie okrzyki.
— Miejsca! miejsca! krzyknęli żandarmi, przywoławszy jeszcze dwóch towarzyszy aby ustawić jednego przed, a drugiego za Józefem.
— Niema co, proszę pana, rzekł do malarza jeden z przytrzymujących go żandarmów, chodzi w tej chwili tak samo o naszą jak o pańską skórę. Czyś pan winien czy nie, musimy pana chronić przed wzburzeniem, jakie spowodowało zamordowanie majora Gilet. Tłum jednogłośnie oskarża pana; uważają pana za mordercę, niema sposobu wybić im tego z głowy. Ci ludzie ubóstwiają pana Gilet, i ot, widzisz pan, byliby bardzo nie od tego, aby wymierzyć sobie doraźną sprawiedliwość. Hebe! widziało się tych chwatów przy robocie w r. 1830, ciepło było wtedy panom od podatków!
Józef Bridau zbladł jak trup, i zebrał wszystkie siły aby móc iść.
— Ba, rzekł, jestem niewinny, idźmy!...
Przeszedł swoją Golgotę, biedny artysta! W czasie straszliwej przeprawy na plac św. Jana, nacierpiał się obelg, wyzwisk, pogróżek. Żandarmi byli zmuszeni dobyć szabel przeciw wściekłemu tłumowi, który zaczął miotać kamienie. Omal nie zraniono żandarmów, a kilka pocisków dosięgło nóg, ramion i kapelusza Józefa.
— Jesteśmy! rzekł żandarm wchodząc do sali w domu Hochonów, a nie łatwo nam to przyszło, panie poruczniku!
— Teraz chodzi o to aby rozpędzić to zbiegowisko; otóż, widzę tylko jeden sposób, moi panowie, rzekł oficer. Trzeba zaprowadzić pana Bridau do sądu, biorąc go między siebie; ja i wszyscy moi żandarmi otoczymy was. Nie można za nic ręczyć, skoro się jest wobec sześciu tysięcy furjatów...
— Ma pan słuszność, rzekł Hochon, który ciągle drżał o swoje złoto.
— Jeżeli to jest najlepszy sposób ochraniania niewinności w Issoudun, rzekł Józef, w takim razie winszuję panom. Omal mnie już nie ukamienowano...