Strona:PL Balzac - Kawalerskie gospodarstwo.pdf/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zwierzyły sobie wzajem niedole swego życia. Poznając bezmiar pustyni w której zatracił się hart zapoznanej pięknej duszy, słuchając ostatnich podźwięków umysłu który tak bardzo minął się z losem, dowiadując się o cierpieniach tak szlachetnego i czułego serca, którego szlachetność i czułość nigdy nie mogły się rozwinąć, Agata przestała się uważać za bardziej nieszczęśliwą, widząc ile rozrywek i drobnych przyjemności daje paryzka egzystencja.
— Ty, chrzestna matko, ty, taka pobożna, wytłumacz mi moje winy i powiedz za co mnie Bóg karze.
— Przysposabia nas, moje dziecko, rzekła staruszka w chwili gdy wybiła północ.
O północy, rycerze Bezrobocia schodzili się po jednemu jak cienie w umówionej alei i przechadzali się rozmawiając półgłosem.
— O co idzie? było pierwszem słowem każdego z nowoprzybyłych.
— Sądzę, rzekł Franciszek, że zamiarem Maxa jest ugościć nas poprostu.
— Nie, sytuacja jest zbyt poważna dla niego i dla Mąciwody, Ani chybi, musiał obmyślić jakiegoś psikusa dla tych paryżan...
— Toby było wcale ładnie, gdyby ich tak można wyprawić...
— Dziadek, rzekł Baruch, już mocno przerażony że mu przybyły dwa żołądki więcej, pochwyciłby z radością pozór...
— I cóż, rycerze! wykrzyknął z cicha Max nadchodząc, poco wpatrywać się w gwiazdy? Nie spłynie nam z nich ani kieliszeczek kirszu. Dalej! do mamy Cognette!
— Do mamy Cognette!
Okrzyk ten, wydany wspólnie, stworzył olbrzymi wrzask, który przebiegł nad miastem niby hurra wojsk idących do szturmu; następnie zapanowało głębokie milczenie. Nazajutrz, niejeden mieszczuch zwierzył się z pewnością sąsiadom:
— Czy słyszeliście dziś w nocy, koło pierwszej, straszliwe krzyki?
Wieczerza godna mamy Cognette ożywiła spojrzenia dwudziestu