Strona:PL Balzac - Kawalerskie gospodarstwo.pdf/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rodzin mieli zresztą po domach tajemne agencje, które pozwalały im zbierać informaje potrzebne do wykonania zamachu.
W czas wielkiego mrozu, te djabły wcielone przenosiły gładziutko piec z izby na dziedziniec, i napychali go drzewem tak, iż ogień trwał do rana. Rozpowiadano wówczas po mieście, że pan taki a taki (znany skąpiec!) próbował opalić podwórze.
Niekiedy zaczajali się rozsypani na ulicy Wielkiej lub Dolnej, które stanowią jakby dwie arterje miasta, zasilane dopływem poprzecznych uliczek. Skoro ciche domostwa zanurzyły się w pierwszym śnie, naraz, od bramy do bramy, z jednego końca ulicy w drugi, rozlegały się przeraźliwe krzyki. „Co to? co to? co to?“ Pytania te, powtarzane echowo, budziły mieszkańców, którzy ukazywali się w koszulach i szlafmycach ze światłem w ręku i z komicznie ogłupiałą twarzą.
Był w mieście stary introligator, bardzo biedny, który wierzył w duchy. Jak wszyscy prawie rękodzielnicy na prowincji, miał warsztat w niskim sklepiku. Nasi rycerze, przebrani za djabłów, wpadali do sklepu w nocy, pakowali go do skrzyni z odpadkami i zostawiali krzyczącego jak opętańca. Biedny człowiek budził sąsiadów, którym opowiadał o zjawieniu się Lucypera i nie sposób było wyprowadzić go z błędu. Nieborak doszedł niemal do szaleństwa.
W ostrą zimę, kawalerowie rozebrali kominek w gabinecie dyrektora podatków, i, w ciągu jednej nocy, bez hałasu, odbudowali zupełnie podobny, nie zostawiając najmniejszego śladu pracy. Kominek urządzony był wewnątrz tak, iż dymił do mieszkania. Urzędnik cierpiał przez dwa miesiące, nim doszedł, czemu kominek, który wprzód ciągnął tak dobrze, płata mu podobne sztuki.
Jednego dnia, wpakowali trzy wiązki siana napojone siarką oraz plik naoliwionych papierów do kominka starej dewotki, przyjaciółki pani Hochon. Rano, zapalając ogień, kobiecina, osoba spokojna i łagodna, myślała iż zapaliła wulkan. Przybyli strażacy, zbiegło się całe miasto, że zaś pomiędzy strażą znajdowało się paru rycerzy Bezrobocia, zalali strumieniami wody dom biednej kobiety.