Strona:PL Balzac - Gabinet starożytności.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mordowany o tej godzinie; o tej godzinie umarł także mój ojciec.
Ukląkł przy łóżku, wspierając na niem głowę; siostra poszła za jego przykładem. Po chwili, oboje wstali; panna d‘Esgrignon zalewała się łzami, stary margrabia spoglądał na dziecko, na pokój i na umarłą suchem okiem. Z frankońskim uporem człowiek ten łączył chrześcijański hart ducha.

To się działo w drugim roku naszego stulecia. Panna d‘Esgrignon miała dwadzieścia siedm lat; była piękna. Pewien dorobkiewicz, dostawca armji republikańskich, rodem z okolicy, mający sześć tysięcy talarów dochodu, wymógł po długim oporze na rejencie Chesnelu, aby w jego imieniu poprosił o rękę panny d’Esgrignon. I brata i siostrę jednako oburzyło podobne zuchwalstwo. Chesnel był w rozpaczy, że uległ perswazjom imć pana du Croisier[1]. Od tego dnia nie odnalazł już w zachowaniu ani w słowach margrabiego d‘Esgrignon owej miłej dobrotliwości, która mogła uchodzić za przyjaźń. Odtąd, margrabia miał dlań wdzięczność. Ta szlachetna i szczera wdzięczność była dla rejenta ciągłą udręką. Istnieją wzniosłe serca, którym wdzięczność wydaje się olbrzymią zapłatą, i które wolą słodką równość uczucia zrodzoną z harmonji myśli oraz dobrowolnego zlania się dusz. Rejent Chesnel zakosztował rozkoszy takiej zaszczytnej przyjaźni; margrabia wzniósł go aż do siebie. Dla starego szlachcica poczciwiec ten był mniej niż dzieckiem

  1. Du Bousquier ze Starej panny.